Czerwiec, 2009
Moje życie nigdy nie wyglądało jak bajka. Problemy w szkole, rozwód rodziców, ojczym, przyrodnia siostra. Starałam się to wszystko zrozumieć, mimo młodego wieku. Zazwyczaj się udawało. Wszyscy uważali, że jestem bardzo dojrzała jak na swoje lata.
Świat zawalił
się pod moimi stopami dopiero razem z wieścią o raku trzustki, który zawładnął
ciałem mojej mamy.
Kroczyłam powoli pustymi ulicami Los
Angeles, czując na skórze chłodne krople deszczu. Mieszały się one ze słonymi
łzami, wciąż spływającymi po moich policzkach. Nie mogłam przyswoić do
świadomości, iż został jej tylko miesiąc życia. Ostatnie trzydzieści dni...
Jedynie w tych samotnych chwilach pozwalałam sobie na okazanie emocji. W
szpitalu i domu grałam twardą dziewczynę, wierzącą w cuda, żyjącą nadzieją. Tak
naprawdę wiele razy przyłapywałam się na myślach, że to koniec.
Nawał
obowiązków tylko mnie dobijał. Ojczym - Eddie De La Garzia - przesiadywał całe
dnie przy ukochanej, starsza o cztery lata ode mnie siostra Dallas jeszcze nie
wróciła z college’u, a przyrodnia, ośmioletnia Madison sama wymagała
całodobowej opieki. Zajmowałam się domem, gotowałam obiady, co dzień
odwiedzałam mamę, pomagałam Maddie z lekcjami, pocieszałam i ją, i jej ojca.
Akurat został ostatni miesiąc szkoły, z którego postanowiłam zrezygnować. Ocen
w dzienniku nie brakowało, więc nauczycielki nie wnosiły zbytniego sprzeciwu co
do mojego wagarowania, zwłaszcza po rozmowie z ojczymem. Na domiar wszystkiego
sekretarka mojej mamy poinformowała mnie, że prowadzone przez nią od kilku lat pismo
powoli upada.
Stanęłam
przed ogromnym wieżowcem siedziby magazynu ,,Hope", ocierając dłońmi mokrą
twarz. Zauważyłam, jak tęgi ochroniarz, stojący pod daszkiem, patrzy na mnie z
politowaniem. Zwinnym ruchem ściągnęłam z kasztanowych włosów kaptur kremowej
bluzy, przechodząc przez szklane drzwi do przestronnego holu. Nowoczesny
wystrój rzucał się w oczy już od wejścia. Wbudowane w spadzisty sufit jasne
światła ledowe idealnie komponowały się z wszędzie panującą bielą oraz brązem.
Ruszyłam
szybko dokładnie wypolerowanymi kafelkami, mijając poszczególnych pracowników
bez słowa. Moim celem były ruchome schody na przeciwko, prowadzące na pierwsze
piętro. Tam wymieniłam krótkie uśmiechy z czarnowłosym recepcjonistą o niezbyt
efektownej muskulaturze, dobrze wiedział kim jestem. Skręciłam w prawo do
wąskiego korytarza, na którego końcu odnalazłam trzy windy. Widząc, że jest na
piątym piętrze, wcisnęłam dolną strzałkę najbliższej z nich, a ta od razu
zaświeciła się na pomarańczowo. Czekałam cierpliwie, nasłuchując stukotu
zjeżdżania maszyny.
Kiedy
wreszcie metalowe drzwi otworzyły się przede mną, ujrzałam plotkujące kobiety.
Weszłam do środka, a tam wcisnęłam przycisk z numerem siedem. Niestety, czekała
mnie jeszcze przejażdżka na sam dół, do garaży, gdzie najwyraźniej wybierałby
się owe panie.
- A słyszałaś o jej córkach? -
dobiegł mnie głos jednej z nich, rudowłosej, gdy winda ruszyła. - Podobno wcale
się nią nie interesują. Jedna nadal siedzi w Bostonie, a druga fruwa po mieście.
- Naprawdę? A zawsze uważałam,
że to taka wspaniała rodzina, odkąd pani Diana pozbierała się po odejściu
Patricia i ułożyła sobie na nowo życie z Eddie'm - westchnęła jej zdziwiona
koleżanka, pulchna blondyna.
Poczułam,
jak nerwy zaczynają mi pulsować po całym ciele. Jak mogły wyciągać wnioski z
czegoś, o czym nie miały zielonego pojęcia?
- Pozory mylą. Podobno biedny
Eddie ledwo daje sobie radę z tym wszystkim...
- Nic dziwnego.
Serce
chciało wykrzyczeć na całe gardło, aby się zamknęły, bo nie mają nawet krzty
racji. Rozum jednak podpowiadał, by zachować spokój, odpuścić sobie
przejmowanie się jakimiś firmowymi plotkarami. Z zasady słuchałam się tego
drugiego, tak też postąpiłam i tym razem. Oparłam się więc o zimną ścianę,
marząc o wysiadce tej dwójki. Nie musiałam długo czekać, aby moje prośby
zostały wysłuchane.
Na siódmym
piętrze wykonałam kilka zakrętów, na koniec docierając do ostatniej części
korytarza - przed osobistym gabinetem Diany Lovato-De La Garza, która zachowała
również poprzednie nazwisko ze względu na powszechne jego obeznanie. Spojrzałam
na biurko sekretarki, lecz gdzieś wybyła. Nie mając ochoty na zrobienie z
siebie niespodzianki specjalnej dla kolejnych ciekawskich pań, otworzyłam
dębowe drzwi ze szklanymi wstawkami, wchodząc do wcześniej wspomnianego
pomieszczenia.
Na wprost
ujrzałam imponującej wielkości okno przedstawiające panoramę centrum miasta.
Tuż przed nim stał wygodny, obity czarną skórą fotel oraz zaokrąglone w jego
stronę biurko z teczkami, papierami oraz innymi biurowymi przyborami. Moją
uwagę przykuła niewielka ramka. Wzięłam ją do ręki, przyglądając się
uśmiechniętym twarzom całej mojej obecnej rodziny.
- Panno Lovato - powiedział
ktoś za mną, co sprawiło, że szybko się odwróciłam.
Ujrzałam
szczupłą blondynkę z włosami związanymi w kucyka. Miała na sobie białą koszulkę
z kilkoma niebieskimi paskami, ciemne rurki oraz granatową marynarkę.
Wszystkiego dopełniały wysokie obcasy na stopach.
- Dzień dobry, Charity. -
Uśmiechnęłam się blado, odstawiając przedmiot na swoje miejsce.
- Cześć, Demi. Co u was? –
spytała, odwzajemniając minę, co od razu złagodziło jej ostre rysy twarzy.
- Bez zmian - oznajmiłam, a
ona najwyraźniej wychwyciła drugie dno.
- Dobrze. Przejdźmy więc do
konkretów. Usiądź. - Wskazała fotel, zazwyczaj zajmowany przez moją rodzicielkę.
Skorzystałam
z jej propozycji, opadając na niego, a Charity zrobiła to samo, korzystając z
jednego z twardych krzeseł.
- Oto są sondaże sprzedaży
ostatnich dwóch wydań gazety - rzekła, podając mi jakieś papiery.
Przejrzałam
je, udając zastanowienie, podczas kiedy widziałam tam tylko dziwne zestawienia,
skupiska cyferek i niezrozumiałych słów. Marketing, oto do czego jeszcze nie
przystosowałam własnych uzdolnień.
- Są bardzo słabe - wyjaśniła,
jakby czytając mi w myślach. - Jeśli tak dalej pójdzie, zbankrutujemy.
- Co można zrobić?
- W tym problem, że nie mam
pojęcia - przyznała z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Aha - mruknęłam, oddając jej
dokumenty.
- Proszę, przemyśl to w domu
na spokojnie, może ty na coś wpadniesz. A jeśli nie... No cóż, zobaczymy.
- Okej. Czy to już wszystko? -
spytałam, podnosząc się.
- Tak - rzekła, biorąc ze mnie
przykład.
- Skontaktuję się z tobą
jeszcze w tym tygodniu. To.. Do widzenia.
- Pa, Demi. Trzymajcie się.
Nie
odpowiedziałam, opuszczając pokój tak samo pospiesznie jak cały budynek.
Następnie
musiałam odebrać ze szkoły Madison. Poszłam prosto na postój taksówek z bardzo
prostego powodu - jej ośrodek szkolnictwa znajdował się na drugim końcu LA. Tak
samo zresztą, jak nasz dom.
Pogoda
nareszcie się poprawiła, ciemne chmury ustąpiły skrawek nieba jasnemu słońcu.
- Demi! - krzyknęła
czarnowłosa dziewczynka, wybiegająca z ogromnego budynku.
- Powoli! - ostrzegłam ją,
mimowolnie się uśmiechając, obserwując ją schodzącą pospiesznie po schodach.
Moja mała
siostrzyczka. Zawsze taką chciałam, choć przecież nie mogłam mieć. Wtedy
pojawił się owdowiały Eddie.
- Dostałam piątkę za to
wypracowanie, które wczoraj napisałyśmy! - poinformowała mnie Maddie, skacząc
jak najęta.
- To wspaniale! Ej, ale czemu
nie szóstkę? - spytałam, przybierając na twarz srogą minę.
- Pani powiedziała, że na
pewno ktoś mi pomagał, bo jest za ładnie i musiałam się przyznać, że to ty –
wyznała ze skruchą.
- Już nie ma się do czego
przyczepić. Jestem pewna, że tej całej Alison napisał ojciec. Wielki mi pisarz.
- Prychnęłam, podążając betonowym chodnikiem.
- Na pewno, bo dostała szóstkę
- powiedziała zasmucona.
- Nie przejmuj się, ta twoja
nauczycielka jest jakaś dziwna. Masz ochotę na lody?
- Truskawkowe! - zawołała,
uśmiechając się szeroko.
Zboczyłyśmy
nieco z trasy, udając się do słynnej lodziarni pana Crampa. Postawiłam jej dwie
gałki, sobie natomiast tylko jedną. Odkąd pojawiły się problemy, całkowicie
straciłam apetyt. Nawet co do słodkości.
Pod domem
jak zwykle nie zastałyśmy ciemnozielonego volkswagena Eddie'go. Otworzyłam
drzwi jasnożółtego budynku z brązowymi ramami okien, wpuszczając młodszą
siostrę do środka. Brunetka od razu usiadła na drewnianym podeście, stanowiącym
salon, próbując jak najszybciej zdjąć kolorowe trampki do kostek.
Rozebrałyśmy się, po czym
postanowiłam zabrać się za obiad.
- Co byś zjadła, Maddie? -
zadałam pytanie, kiedy już stała jedną nogą na schodach.
- Cokolwiek - rzuciła,
wchodząc na górę.
Zaśmiałam
się pod nosem, zmierzając do kuchni po lewej. Jako jedyna z całego domu została
zachowana w starodawnych klimatach. Drewniany kredens, rodem z babcinej chatki
na wsi, pomalowany na biało stół pod małym oknem oraz dokładnie pięć krzeseł,
dla każdego z domowników. Nawet lodówka została tak zabudowana, aby nie
odróżniała się od reszty mebli.
Zawsze mi
się to podobało, czułam tam taki swojski klimat. Całego uroku doprawiały
wieczorne pogaduchy z mamą, już wtedy czułam, iż nigdy ich nie zapomnę. W tej
chwili wspominanie ich sprawiało jedynie chęć do płaczu.
Wzięłam
kilka głębokich wdechów dla opanowania, wyciągając z szafki garnek oraz paczkę
makaronu. Zdecydowałam się na spaghetti. Rozpieczętowałam opakowanie, wsypując
do naczynia jego zawartość i stawiając je na kuchence. Z lodówki wyjęłam mięso,
wymagające przygotowania. Wynalazłam też puszkę z gotowymi pomidorami, co
znacznie ułatwiało sprawę. Zabrałam się do pracy, podejrzewając, że siostra już
dorwała komputer.
- Demi? - usłyszałam jej
płaczliwy głos po jakimś czasie.
- Co się stało, kochanie? -
Położyłam trzymany w ręce nóż na blat, od razu do niej podchodząc i kucając.
- Mama wyzdrowieje? - zapytała
z drżącą brodą.
Nie mogłam
jej okłamać, nie chciałam. Dlatego po prostu ją przytuliłam mocno.
Poradzimy
sobie jakoś, maleńka.
*
Dobry
wieczór! Ach, jak miło jest znów do Was pisać! Ogromnie się cieszę, że
FFDemi&Jonas wcale nie zaginęły pod napływem nowych bohaterów.
Jak
niektórzy już zauważyli, publikowałam Forbidden Feeling jakiś czas temu na onecie(to takie wspaniałe, że pamiętają!). Skończyło
się jednak na kilku rozdziałach, więc pozwolę sobie przypomnieć tę historię od
początku, a następnie pociągnąć ją aż do epilogu. J
Proszę,
piszcie, co myślicie! Xx
Wow *----* cudowny czekam na nowy roz
OdpowiedzUsuńCudownycudownycudownycudowny, i ten gif na końcu, haha! Już nie mogę doczekać się następnego rozdziału. Informuj mnie, skarbie. @immortaliva
OdpowiedzUsuńCudowne. Tyle w temacie. Nic dodać, nic ująć :) Od razu utożsamiłam się z postacią Demi i wprost nie mogę się doczekać, aby poznać jej losy ( pewnie nieźle pokręcone, znając Mary_Jo :D ). Pisz szybko xx
OdpowiedzUsuń~marlenka
Jej, tak mi szkoda Demi, ale na pewno sobie jakoś poradzi, prawda? Rozdział jest cudowny, choć niewątpliwie przepełniony smutkiem. To właśnie lubię w Twoich opowiadaniach, że są takie przepełnione emocjami *__*
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na dwójkę :)
~Bambuko xx
Oboże, tak wspaniale mi się to czyta jeszcze raz<3 tak się cieszę, że zdecydowałaś się to kontynuować.. Cierpliwości, wytrwałości i dużo pomysłów kochana!
OdpowiedzUsuńLove ya! xoxoxoxoxo
@xoguitarxo
Nie mogę się doczekać tego co będzie dalej. Pierwszy rozdział, a już jest bardzo ciekawy. Czekam na kolejny, byłabym wdzięczna za jakąś informacje. (happy-youre-gone)
OdpowiedzUsuńUwielbiam sposób w jaki piszesz.. jest taki.. lekki. Przyjemnie i szybko się czyta, pod koniec aż żal jest, że to już koniec rozdziału. :) Świetnie opisujesz miejsce i otoczenie w którym znajduje się bohaterka, co znacznie ułatwia czytelnikowi wyobrażenie sobie tego. No cóż pozostało mi czekać na kolejny rozdział i mieć nadzieje, że Demi jakoś sobie poradzi z nieuniknioną śmiercią matki i będzie silna..(: być może przejmie jej stanowisko? hmm..
OdpowiedzUsuńA, więc.. Martusiu Ty moja najukochańsza, nie każ swoim cudownym, niezastąpionym, czarującym, czytelnikom długo czekać na kolejny rozdział! :D
Czekam i pozdrawiam:
blackstarPL xxx
Niestety o rozdziale dowiedziałam się dopiero dziś :( Ale cudowny, kocham twój sposób pisania. Już zakochałam się w tej historii. Mimo, że nie czytałam jej na onecie cieszę się z tego powodu. Nie wiem niczego, a dzięki temu czytanie będzie dla mnie bardziej ekscytujące. Przeczytałam i czuję niedosyt. Ja chcę więcej xd Czekam na nn :)
OdpowiedzUsuńWspaniały rozdział ♥ Bardzo fajnie piszesz, tzn. masz ogromny dar do pisania. Piękna historia czekam na więcej :3 Pozdrawiam i zapraszam na mojego bloga :3
OdpowiedzUsuńWow!
OdpowiedzUsuńTwój talent pisemny jest zniewalający. :)
Czekam na więcej. :D
Szczerze ? Już dawno nie czytałam żadnego opowiadania o Demi, ale z chęcią do tego wrócę. Już zdążyłam zapomnieć jak ty lekko i cudownie wszystko opisujesz.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że dopiero teraz komentuję, ale teraz będę na bieżąco :)
Rozdział świetny, zapowiada się wspaniałe opowiadanie.
Czekam na drugi rozdział,
Pozdrawiam !
Kurczę... Czytam to po nocach i muszę przyznać, że kolejny raz. Tylko tym razem postanowiłam skomentować. Mary_Jo! Jestem fanką Twojego stylu pisania! Jest fantastyczny! I zgadzam się z osobami wyżej, że lekko i szybko się to czyta. Cóż... Masz dar pisania ;-)
OdpowiedzUsuńZastanawia mnie tylko czy... To jest jej prawdziwe życie czy po prostu postanowiłaś jej życiem trochę "pokierować"?
Wybacz, że nie komentuję tego z konta, ale jak już wspomniałam-jestem na telefonie.
Ściskam gorąco!
Lumina