23.09.2013

R. 4 ` Hollywood Records

Piątkowy poranek powitałam z niechęcią, już od przebudzenia obmyślając plan spotkania z panem Jonasem. Czy moje nazwisko aby na pewno wystarczało do tego niecnego celu, jakim było nakłonienie go do, bądź co bądź prywatnej rozmowy, następnie opublikowanej na łamach gazety młodzieżowej? Wątpliwości wciąż targały mną od środka. Bałam się, że gdy zobaczę ich ze swoją świtą w tak potężnym budynku studia Hollywood Records, stanę jak wryta, bąkając jakieś niezrozumiałe słowa. Zawsze starałam się myśleć o gwiazdach jak o zwykłych ludziach, aczkolwiek z nimi również miałam problemy, jeśli chodziło o konwersacje.
Niby dlaczego każdy chłopak, który do mnie zagadał raz, więcej się nie odezwał? Albo mówiłam niezrozumiałe strzępki zdań, albo ignorowałam milczeniem, albo obdarowywałam złośliwym komentarzem, albo po prostu patrzyłam na takiego z wyższością, wymijając znacząco. Sama nie wiedziałam, dlaczego to robiłam. Przecież nie uważałam się za nikogo lepszego od reszty tych dzieciaków, wręcz przeciwnie. Chyba najzwyczajniej w świecie broniłam własnego terytorium, gdzie nikt obcy nie miał wstępu. Po jakimś czasie w liceum dostałam miano ''panny milczę, więc odwal się'', oczywiście używanego jedynie szeptem. Nie chcieli mi się zrazić, w końcu nadal nosiłam nazwisko Lovato.
 - Dzień dobry - przywitałam się, wchodząc do przytulnej kuchni, wciąż w błękitnej piżamie z owieczką na przodzie obcisłej bluzeczki o rękawach sięgających mi zaledwie do łokci.
 - Witaj, Demi - odparł Eddie, pod którego ciemnymi, pozbawionymi blasku oczami zauważyłam sine obwódki, powszechnie nazywane workami.
Podeszłam do kredensu, wyjmując z górnej szafki białą miskę.
 - Maddie śpi? - zapytałam, nalewając do niej mleka.
 - Tak, ma na dziesiątą.
Spojrzałam na jego sylwetkę, odwróconą do mnie tyłem. Siedział zgarbiony, grzebiąc łyżką w identycznej misce, wypełnionej müsli. Zrobiło mi się go żal. Co prawdaż nigdy nie zaakceptowałam go jako ojca, traktowałam raczej jak gościa zasługującego na szacunek ze względu na uczucia matki.
Na początku miałam nadzieję, że wyniesie się od nas tak szybko, jak wprowadził. Każdej kłótni słuchałam z napięciem, siedząc na schodach i wyczekując, aż mama każe mu opuścić dom. Nic takiego się jednak nie wydarzyło. Po miesiącu Diana kazała mi poświęcać więcej uwagi przyrodniej siostrze, wymyślając przeróżne preteksty, jakoby wszyscy pozostali domownicy byli zajęci. Zgadzałam się, nie chcąc zrobić jej zawodu. Mała oczarowała mnie przez te kilka dni tak, że zapomniałam o różnicy krwi, jaka nas dzieliła. Przestałam pragnąć wyrzucenia ojczyma, bo to byłoby równoznaczne z odejściem Madison. Pogodziłam się z myślą o życiu pod wspólnym dachem.
Dopiero wówczas dostrzegłam szczęście goszczące na twarzy mamy. Po porzuceniu jej przez mojego biologicznego ojca, którego nie miałam szansy poznać, gdyż spłodził mnie zaraz przed wyjazdem, każdy jej uśmiech wydawał się sztuczny, każdy dzień zaczynała jakby od niechcenia. Z ekscytacją, a zarazem żalem, słuchałam opowieści Dallas, w których rolę głównej bohaterki odgrywała wiecznie ożywiona kobieta, ciesząca się szczęściem jak nikt inny. Dowiedziała się o drugiej ciąży w ten sam dzień, w który nasz ojciec powiadomił ją o końcu małżeństwa. Nigdy go przy nas nie wspominała, nigdy nawet nie wymówiła jego imienia. Wszystko, co wiedziałam, zawdzięczałam babci oraz nie do końca pewnym relacjom Dallas. W końcu sama wówczas miała zaledwie cztery latka i byłam pewna, że nieźle koloryzuje swe opowiastki.
Dopiero po odnalezieniu nowego mężczyzny jej życia radość powróciła, a szczęście wkradło się nieoczekiwanie przez zasłony jej sypialni. Zachwyt brał górę, gdy ją taką widziałam, aczkolwiek nie spodziewałam się wtedy jeszcze, że to jego zasługa. W dwa tysiące dziewiątym roku upewniłam się stuprocentowo, iż pan De La Garzia kocha ją całym sercem i jest gotowy zrobić wszystko, by utrzymać ją przy życiu.
Położyłam dłoń na jego ramieniu, mówiąc tak często wypowiadaną w tym domu regułkę.
 - Wszystko będzie dobrze.
Uścisnął moją rękę, odwracając głowę w moją stronę. Wysilił się na lekki uśmiech, lecz w oczach wciąż tlił się niepokój, strach.
 - Wiem - wyszeptał.
Posłałam mu pocieszający uśmiech, wracając do kuchennego blatu. Nasypałam czekoladowych płatków do naczynia, po czym usiadłam przy starym stole z wazonem na środku. Kwiaty dawno uschły, więc wyrzuciłam je do kosza. Stał pusty, tak jak my oboje w tamtej chwili.
O drugiej popołudniu schowałam odkurzacz do szafy, stojącej przed podestem na dole, oraz ruszyłam na górę, aby się przebrać. Zdjęłam wyświechtany, purpurowy dres, zastępując go krótkimi białymi szortami oraz beżową bokserką. Wszystkiego dopełnił pasek z logiem 'D&C', co nawet głupiec od razu skojarzyłby z firmą Dolce&Gabbana, oraz jasne japonki. Długie, lekko pofalowane włosy rozpuściłam swobodnie na ramiona, do kieszonki spodenek włożyłam komórkę. Zabrałam teczkę, wyszłam z domu.
Jeszcze rano upewniłam się, że Eddie odbierze córkę ze szkoły, więc mogłam spokojnie zająć się swoją pracą. Z nadzieją na powodzenie jechałam taksówką przez skąpane w słońcu Los Angeles, zastanawiając się, co powiedzieć na przywitanie. Czy proste ,,dzień dobry''? Ale przecież oni byli mniej więcej w moim wieku, więc czy to nie za bardzo poważne? Z drugiej strony nie wyobrażałam sobie podejść do nich i palnąć ,,cześć, chłopaki''. Wzdrygnęłam się na samo wyobrażenie ich min, kiedy pojazd się zatrzymał.
 - Jesteśmy - poinformował mnie czarnoskóry kierowca.
O nic nie pytając, wręczyłam mu pięćdziesiąt dolarów, zdając sobie sprawę z wysokości napiwku. Facet rozpromienił się, widząc banknot, a ja wyszłam na zewnątrz, nie zwracając na niego najmniejszej uwagi.
Studio przypominało od zewnątrz biuro magazynu ze względu na stalowe obudowy oraz dużą liczbę okien. Jedyną znaczną różnicą była zaokrąglona postura budynku, wywierająca wrażenie na turystach. Bez zbędnych ceregieli podążyłam do środka, od razu znajdując się w typowej recepcji. Podeszłam do bordowej, nowoczesnej lady z jakiegoś drogiego kamienia, gdzie szczupła brunetka zlustrowała mnie od stóp do głów.
 - Dzień dobry, gdzie znajdę pokój numer dwadzieścia sześć? - zapytałam uprzejmie.
 - Studio numer dwadzieścia sześć znajduje się na trzecim piętrze. Skręcając w prawo za palmą, dojdzie pani do wind - powiedziała, pokazując ręką w stronę kilku roślin w doniczkach, zaraz obok wygodnie wyglądającej kanapy. Całe wnętrze przypominało skupisko kontrastów, jakie czyniły ze sobą powiązane czerń i czerwień.
 - Dziękuję - odparłam, zmierzając w wyznaczonym kierunku.
Po drodze minęłam ogromne logo ,,Hollywood Records''. Podświetlone na czerwono, zajmowało całą ścianę na przeciw wejścia. Windy stały w połowie pustego korytarza, jedynie przy jednej z nich stał wysoki mężczyzna z brązową czupryną. Przystanęłam obok niego, wciskając strzałkę następnej windy, a młodzieniec, jak się okazało, uśmiechnął się do mnie, wlepiając wzrok w moją twarz. Rzuciłam mu speszone spojrzenie, oczekując w ciszy maszyny. Obie nadjechały w tym samym czasie, a ja z ulgą wsiadłam do wcześniej wybranej. Pech chciał, że ściany zrobiono ze szkła, więc chłopak nadal śledził oczami każdy centymetr mojego ciała. Patrzyłam tępo w drugą stronę, widząc pod sobą niknący obraz recepcji. Na trzecim piętrze winda zatrzymała się. Czym prędzej wyszłam na obitą żółtą tkaniną podłogę kolejnego holu. Ruszyłam korytarzem, nie oglądając się za siebie. Mijałam szare ściany, spoglądając na numerki drewnianych drzwi. Dwadzieścia jeden, dwadzieścia dwa, dwadzieścia trzy...
 - Przeznaczenie? - ktoś za mną przemówił spokojnym barytonem, a ja odwróciłam się niepewnie.
Szatyn stał tuż za mną, uśmiechając się szeroko.
 - Nie sądzę - przyznałam z wyższością, brnąc dalej w swoją drogę.
Wreszcie odnalazłam poszukiwany numer. Z radością przyjęłam fakt, iż na przeciwko drzwi stoi wygodna sofa, obstawiona z obu stron dziwnymi roślinami, których nigdy wcześniej nie widziałam. Sama zieleń, żadnych kwiatów czy pąków. Opadłam na nią bez zastanowienia. Przynajmniej nie muszę stać, pomyślałam.
 - A ja jednak myślę, że tak - rzekł chłopak, nagle pojawiwszy się przed moją osobą.
 - Nachalność a przeznaczenie to dwa różne słowa. Wpisz sobie w Google, na pewno znajdziesz wytłumaczenie - odparłam z wrednym uśmieszkiem.
 - Lubię niedostępne laski - stwierdził, sadowiąc się obok.
Przewróciłam znacząco oczami, odsuwając się na sam brzeg kanapy, byle dalej od tego macho z tanimi tekstami.
 - I co, teraz powiesz, że spadłam z nieba, bo tylko tam są takie anioły? - spytałam ironicznie, przypominając sobie wiele razy słyszane zdanie na szkolnym korytarzu i w beznadziejnych filmach romantycznych.
 - Mógłbym, ale twój charakterek nie ma nic z anioła, kochanie - odpowiedział bez zająknięcia. - Trzeba jednak przyznać, że go przypominasz.
 - Wolałabym przypominać Amy Winehouse, wtedy przynajmniej byś się odczepił.
Zaśmiał się krótko, aczkolwiek na domiar uroczo. Niczym kilkuletnie dziecko.
 - Jak się nazywasz, niewiasto? - wypalił z powagą, na co parsknęłam śmiechem.
 - Gertruda O'donnel - wymówiłam z obojętną miną.
Zbiło go to nieco z tropu, lecz po kilkuminutowym przemyśleniu sprawy zdecydował nie zrażać się tym jednym nieprzyjemnym aspektem mojej osoby.
 - Gregg Sulkin. - Podał mi rękę, z dumą wymawiając swe nazwisko.
 - Twój dziadek był światowym ujeżdżaczem koni czy duma rozpiera cię z powodu swego jakże wysokiego IQ w porównaniu z Paris Hilton? Aż jedna trzecia procenta różnicy!
Milczenie nie pomogło, wywyższanie się nie pomogło, może wyśmiewanie?
 - Jestem aktorem, nie znasz? - Wydawał się szczerze zdziwiony, nie biorąc sobie do serca moich słów.
A niech to! Czy naprawdę nie miał lepszego towarzystwa?
 - Nie? - odpowiedziałam pytająco.
 - Czarodzieje z Waverly Place, wiesz, Mason. Agrr! Wilkołak, no.
 - Taa, moja siostra chyba coś takiego ogląda. Muszę jej zabronić, jeszcze się dziecko rozchoruje od patrzenia na tą nadętą buźkę..
 - Nie obrażaj Davida.
 - Mówię o tobie.
Tępy, czy tylko udawał?
Wtem ktoś jeszcze wysiadł na piętrze. Z niecierpliwością czekałam, uciszając gestem ręki Gregga. To musieli być oni.
Moja intuicja mnie zawiodła. Przed nami stanęła czarnowłosa dziewczyna ubrana w rozwleczoną, czarną koszulkę z logiem zespołu ,,Linkin Park'' oraz krótkie dżinsowe spodenki. Na jej stopach widniały granatowe trampki do kostek firmy Converse. Jej okrągła twarzyczka z naturalnymi rumieńcami nijak nie nawiązywała do stylu, jaki próbowała stworzyć przez ciuchy.
 - Gregg, gdzie ty się szlajasz, czekam od piętnastu minut! - wybuchła.
 - Nie pal się tak, Selly. Już idę - odparł, podnosząc się niezdarnie.
 - O, nie zauważyłam cię - zwróciła się do mnie. - Selena Gomez - przedstawiła się, podając mi rękę. Uścisnęłam ją, od razu rozpoznając nazwisko.
 - Miło mi, Demi Lovato.
Również wstałam, uśmiechając się do niej.
 - Demi?! - zaoponował Gregg. - A nie Gertruda?!
Obie zaczęłyśmy się głośno śmiać, a po chwili naburmuszenia nawet on do nas dołączył.
 - Bardzo lubię twoją muzykę - rzekłam do Seleny.
 - Och, dzięki. Ja tam ją uważam za przeciętną. Ale miło słyszeć, że komuś się podoba. Więc powiedz, co tutaj robisz, Demi?
 - Mam przeprowadzić wywiad z Joe Jonasem - wyznałam, nie ukrywając niechęci.
 - Czekaj, czekaj, Lovato.. Czy to nie ty jesteś.. - zaczęła, ale jej przerwałam.
 - Tak, to ja. Córka właścicielki ,,Hope'' - dopowiedziałam na domiar znudzonym tonem.
 - Bez obrazy, ale to pisemko jest nieco tandetne. No i Jonas to tylko podkreśli.
 - Zgadzam się z tobą w stu procentach, ale czego się nie robi dla forsy...
 - Nie wyglądasz na taką - stwierdziła, przyglądając się uważnie mojej twarzy.
 - Ale jeśli tego nie zrobię, magazyn splajtuje. Muszę. - Uśmiechnęłam się blado.
 - Rozumiem. Chcesz posłuchać mojego nowego kawałka?
 - Chętnie, ale muszę tu na nich czekać.
 - Gregg poczeka - oznajmiła bez skrupułów.
 - Nie ma opcji! - wzburzył się chłopak.
 - On naprawdę jest takim idiotą czy tylko udaje? - zapytałam Seleny.
 - Tylko przy nowopoznanych dziewczynach - uświadomiła mnie, biorąc pod łokieć.
*
Mój stan w ostatnich dniach doskonale opisuje poniższy gif, dlatego musicie wybaczyć opóźnienie. Jeśli tak dalej pójdzie, to nie wiem, co będzie z tym blogiem. Czy ktoś może zrobić wakacje? Nie? To ja chcę wejść do książek Rowling.
P.S. Spragnionych mojej 'twórczości' zapraszam na Way To Find Each Other.



7 komentarzy:

  1. cudowny rozdział czekam na nn

    OdpowiedzUsuń
  2. Zakochałam się w Greggu! ♥ Kiedy wreszcie ten wywiad?! Wiesz... dodajesz rozdziały tak rzadko, że za każdym razem, kiedy czytam coś Twojego, zaskakujesz mnie swoim świetnym stylem pisania. Tak, to był komplement, jednakowoż wolałabym to czuć cały czas :) Lubię Selly! Aż przywróciłaś mi klimat z gimnazjum, kiedy żyłam Jonasowymi blogami i nie czekała na mnie praca domowa z polskiego i ruskiego tak jak teraz, w tej chwili, now, na przykład :) Soł nie załamuj mnie, pisząc, że nie wiadomo co będzie z tym blogiem. Och, ile ja bym dała, żebyś dodawała rozdziały tak często, jak kiedyś :) Rozdział jest po prostu PER-FECT! Nie każ nam czekać za długo na następny :) i oddaj Jonasów blogowi.

    Z wyrazami szacunku.
    Siepowa Dama xx

    OdpowiedzUsuń
  3. JEZU NARESZCIE CZWARTY ROZDZIAŁ :3 ŚWIETNY CUDOWNY OMG CZEKAM NA NN :3

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak nie wiesz co dalej z tym blogiem? Wiesz szkoła jest ważna, ale myślę, że też trzeba mieć jakąś odskocznię, bo można zwariować. Może właśnie blogi i pisanie to Twoja odskocznia (oby). Ja niestety tego nie potrafię, dlatego nie piszę. Lubię tą historię, czytałam ja na onecie (o czym już pisałam), ale tam również ona nie doczekała się końca. A jest warta tego, abyśmy mogli przeczytać całą historię. Więc nie kończ, pomalutku jakoś przez nią przejdziemy - Ty jako autorka, a my jako czytelnicy. Życzę weny na blogi, mało męczącej szkoły i oby do czerwca. Pozdrawiam M&M

    OdpowiedzUsuń
  5. Po pierwsze: Cieszę się strasznie, że jest już nowy rozdział :D
    Po drugie: Zakochałam się w Twoim szablonie , jest taki aghdkeldjf! *,*
    Po trzecie: Jestem zła, że skończyłaś w takim momencie.
    Ale cieszę się, że Demi i Sel się poznały. Sądzę, że się zaprzyjaźnią. :) DELENA! Biedaczek Gregg, ma za sobą nieudany podryw. #lol Ja już nie mogę wytrzymać z ciekawości, kiedy Demi przeprowadzi z Jonasami wywiad, moja wyobraźnia działa. :D Pisz Martuś jak tylko masz wolny czas i zaspokajaj moją ciekawość! :)) A tak z innej beczki, też najchętniej bym się położyła w łóżku.. i spała, spała, spała. No ale cóż, byle do przerwy świątecznej. (ja po prostu nie mogę się już doczekać świąt Bożego Narodzenia, tej atmosfery, mandarynek, barszczu czerwonego z uszkami.. z komentarza o rozdziale, trafiłam nagle do przemyśleń o świętach :o)
    Czekam na kolejny i cieplutko pozdrawiam! xx @blackstarPL | immaculate-as-air.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Mam takie okropne wyrzuty sumienia, bo zamiast od razu po powiadomieniu o nowym rozdziale go przeczytać i skomentować, cały czas to odkładałam. To dlatego, że nie mogę być niczym rozproszona podczas czytania, a ostatnio ledwo znajduję czas na włączenie komputera. Czekałam na najbardziej odpowiedni moment, by móc w pełni rozkoszować się czytaniem. Wreszcie udało mi się nadrobić zaległości i jak zwykle jestem zachwycona :) Demi ma charakter troche podobny do mojego, tym bardziej świetnie mi się o niej czyta. Bardzo mnie ucieszyło pojawienie się Seleny, a zaskoczyło pojawienie się Gregga. Myślę, że chłopak troche namiesza, ale najbardziej czekam na Jonasów, pierwsze spotkania Demetrii i Josepha. Życzę Ci siły, wytrwałości w szkole i nie tylko, chęci do pisania i duuuużo zdrowia :) xx
    A, i jeszcze muszę pochwalić ten przepiękny szablon, jest idealny *.*

    OdpowiedzUsuń
  7. O kurczę. Demi ma gadane. A ten cały Gregg przypomina mi George'a, którego wymyśliła Ania :) Też taki... inny... xD
    Dobra... zakochałam się w tym opowiadaniu.
    Pozdrawiam, Lumina

    OdpowiedzUsuń

Szablon wykonany przez Yassmine.