10.11.2013

R. 6 ` Biały oleander

Jechaliśmy jego sportowym wozem przez miasto, a ja z przerażeniem zerkałam na wskazówkę licznika. Za każdym razem, kiedy przekraczała sto dwadzieścia kilometrów na godzinę, sprawdzałam jego wyraz twarzy. Ten tylko odsłaniał swe śnieżnobiałe zęby, nie ukrywając dumy. Włączył w radiu jakąś głośną muzykę, a ja mimowolnie się skrzywiłam. Raper wyrzucał z siebie słowa bez powiązania, co dawało dosyć nieciekawy efekt. Dziwiłam się, jak ktokolwiek może coś takiego lubić.
 - Nie lubisz hip-hop'u? - odezwał się Joseph, zmieniając bieg.
Zastanowiłam się chwilę nad odpowiedzią. Miałam ochotę mu dogryźć inteligentną wypowiedzią, aczkolwiek nie zamiarowałam go denerwować. Do końca tego dnia musiałam udawać przed tym obcym człowiekiem pokorną niczym mysz pod miotłą.
 - Nie przepadam - odparłam, wpatrując się w obraz miasta aniołów za oknem.
Słuch zarejestrował zmianę melodii na powolną balladę, uznałam to za niepodobne do kogoś takiego. Kobieta wyśpiewywała swoje cierpienie, tak okazywała swą tęsknotę za ukochanym.
 - Może być? - zapytał grzecznie, odrywając wzrok od drogi i przenosząc go na mnie.
Wzruszyłam tylko ramionami, wracając do oglądania Los Angeles, skąpanego w bladoróżowej poświacie, jaką pozostawiało po sobie słońce.
 - Jesteśmy - zakomunikował, a samochód przystanął.
Odetchnęłam z ulgą, rozglądając się dookoła. Staliśmy na parkingu pod jedną z luksusowych restauracji. Raz tutaj byłam, z rodziną na pierwszą rocznicę ślubu mamy z Eddie'm. Ekskluzywny budynek z zewnątrz osłaniał ogromny, czerwony baldachim, a dookoła rozchodziła się nieznana mi dotąd woń, wychodząca najwyraźniej z wszechobecnych białych kwiatów. Stoliki wystawione na zewnątrz były przykryte śnieżnobiałymi obrusami, a na nich postawiono świetliste kule oraz szklane wazony z tym samym rodzajem roślin.
 - Ładnie tutaj, prawda? - zapytał chłopak, otwierając przede mną drzwi.
 - Tak - przyznałam, chwytając się jego nadstawionego ramienia.
Weszliśmy do środka, a Joe wymówił starannie swoje nazwisko do starca w czarnym smokingu za kontuarem. Ten wyszukał go na liście w swej ogromnej księdze, choć dobrze wiedziałam, że robi to tylko dla pokazu. Doskonale wiedział, który stolik zarezerwowała nastoletnia gwiazda muzyki.
 - Tędy proszę.
Zaprowadził nas do jednego ze stolików tuż pod oknem, oddzielonego drewnianymi parawanami, przewiązanymi tymi samymi kwiatami, których tak wiele znalazłam na zewnątrz. Mężczyzna odsunął przede mną krzesło, a ja zasiadłam w nim, uśmiechając się do niego życzliwie.
Kiedy już siedzieliśmy na przeciwko siebie, sięgnęłam po zgniłozieloną kartę z napisem 'menu'. Drobny druk, jakim wypisano dania zlewał się w długą kolumnę, jedynie kilka obrazków zdobiło rogi po prawej stronie. Ledwie czytelne ceny przeraziłyby co drugiego przechodnia, ja natomiast już się przyzwyczaiłam.
 - Co podać? - Podszedł do nas młody, rudowłosy kelner z piegami na nosie.
 - Poproszę homara w sosie własnym oraz krem brulee, a na deser puchar lodowy, bez polewy, jeśli można prosić. Do picia czerwone wino - zdecydowałam pewnie, odkładając menu na bok.
 - A dla pana?
 - Rolady z bakłażana nadziewane greckimi serami, do picia również czerwone wino - rzekł z wyraźnym podziwem, nie odrywając oczu od mojej twarzy.
Chłopak wziął karty pod pachę, a następnie podążył do kuchni.
 - Nieźle jak na dziennikarkę - powiedział Joe.
 - Nie jestem dziennikarką - stwierdziłam sucho, przypominając sobie o swej powinności.
 - Jak to? - ściągnął brwi.
 - Po prostu. Teraz przeprowadzimy wywiad czy dopiero po zjedzeniu dania głównego?
 - Później. Opowiedz mi coś o sobie - zażądał.
 - Nazywam się Demi Lovato.
 - I?
 - Mam 17 lat.
 - Daj spokój, nie wypełniasz ankiety w banku. Chcę usłyszeć coś, czym mnie zaskoczysz.
 - Obawiam się, że nie ma takiej rzeczy.
Brunet odsunął w stronę okna wazon, dzielący nas od siebie, a ja znów wpatrzyłam się w dziwny kwiat. Miał podłużne, rozłożone płatki, długą, grubą łodygę, wyglądał dość egzotycznie.
 - To oleander - wyjaśnił Joe.
 - Ładny - stwierdziłam.
Rudzielec przyniósł nam zamówienie, oboje zabraliśmy się za jedzenie z udawaną elegancją. Joseph obserwował każdy mój ruch z głębokim zaciekawieniem w oczach, co mnie trochę krępowało. Po latach jednak przyzwyczaiłam się znosić różne rodzaje ludzkich spojrzeń.
 - Nie rozumiem - powiedział poirytowany, odkładając z trzaskiem widelec na talerz.
 - Tak?
 - Jesteś dziewczyną, prawda?
 - A czy wyglądam jak męski, owłosiony mutant? - zapytałam retorycznie, bez krzty emocji, ze sztućcem przy ustach.
 - Nie i w tym cały problem. Wyglądasz jak dziewczyna, ubierasz się jak dziewczyna, ale zachowujesz całkiem inaczej - wytłumaczył.
 - Dlaczego?
 - Powinnaś być albo wniebowzięta, albo wściekła jak osa, wyzywając mnie od najgorszych chamów. Ty za to wydajesz się taka.. obojętna. - Przy ostatnim słowie pokazał w moją stronę gestem dłoni.
 - Być może kosmici podmienili mnie na porodówce. A tak na serio.. Nie widzę żadnego powodu, abym miała być jak to powiedziałeś 'wniebowzięta'. Bo czym? Tym, że jestem na kolacji z gwiazdą popu? Jakoś mnie to nie rusza. Zła? Tutaj również nie widzę żadnego logicznego wyjaśnienia. Przecież nie wylałeś na mnie z premedytacją wina, ani nie uprowadziłeś do hotelu, by zgwłałcić. - Zakończyłam swój monolog, sięgając po miękką bułeczkę.
Cały czas uważnie analizowałam każde zdanie, upewniając się czy nie zdradzam mu swą wypowiedzią zbyt dużo. Wolałam zachować dystans.
 - Jesteś bardzo intrygująca - wyznał, biorąc do ręki lampkę z cieczą.
 - Czy mam to uznać za komplement?
 - Jak najbardziej. - Uśmiechnął się tajemniczo, mrużąc oczy.
Dokończyliśmy danie, a następnie poprosiliśmy o deser. Kilkusmakowe lody smakowały mi niesamowicie.
 - Mogę ci zadać kilka pytań? - spytałam, ostrożnie podnosząc z podłogi teczkę.
 - No dobra - zgodził się, po głębokim westchnięciu.
Otworzyłam przedmiot, wyjmując z niego kartki. Joseph ani trochę nie zdumiał się ich ilością.
 - Okej, więc.. Kiedy moż .. - zaczęłam.
 - A dyktafon? - przerwał mi.
 - Kurczę paczka! Dyktafon!
 - Kurczę paczka? - powtórzył z rozbawieniem.
Nieprzygotowanie rzadko mi się zdarzało, więc nie byłam do tego przyzwyczajona. Wytężyłam umysł, zastanawiając się nad rozwiązaniem. No tak, telefon! Wyjęłam aparat z torebki, wyszukując w nim aplikacji nagrywania głosu.
 - Okej. Więc kiedy możemy się spodziewać letniej trasy koncertowej zespołu?
 - Aktualnie trwają do niej przygotowania, razem z braćmi planujemy na to wydarzenie przełom sierpnia i września, aczkolwiek, jak wiecie, nie mamy na to zbytniego wpływu - odpowiedział ze znudzeniem.
- Czy macie zamiar zabrać w nią jakieś specjalne osoby?
 - Tak, zastanawialiśmy się nad zaproszeniem Miley Cyrus, oczywiście ze względu na Nicka. W każdym bądź razie wszystko w rękach naszych menagerów.
Spojrzałam na niego z pokerową miną. Miał zamknięte oczy, rękami mierzwił kant obrusa. Odchrząknęłam znacząco, powracając do wywiadu.
 - Ostatnio miałeś kilka dość niemiłych przygód w sprawach sercowych. Prawdą jest wygadywana na prawo i lewo przez Taylor Swift regułka, iż zerwałeś z nią podczas półminutowej rozmowy?
 - Tak, to prawda.
 - I tyle?
 - Co? - Rozwarł powieki, nie rozumiejąc mojego oburzenia.
 - Nie wyjaśnisz tego nijak?
 - Niby po co?
 - Chyba poczytam trochę o organizacjach feministycznych - mruknęłam, wracając do przygotowanych pytań.
Zadałam kilka z nich, dotyczących zarówno spraw organizacyjnych Jonas Brothers, jak również życia osobistego członków zespołu. Dowiedziałam się, że Kevin wyznaczył już dokładną datę pozbycia się wolności, a Nick, choć uważany za najwrażliwszego z nich wszystkich, nie chce słyszeć o uwięzi, jaką gwarantuje małżeństwo. O sobie mówił niewiele, lakonicznie. Krótkie, pojedyncze zdania, choć to w końcu on sam miał być główną atrakcją tej 'rozmowy'.
 - Skoro nie jesteś dziennikarką, to czemu wykonujesz tę pracę? - wypalił zamiast odpowiedzi o własny stosunek do sakramentu ślubu.
 - Magazyn ,,Hope'' jest własnością mojej mamy, upada. Ten wywiad to jedyna szansa, a podobno nie chcesz ich udzielać od tak. Dlatego wysłano mnie z nadzieją, że wywołam na tobie wrażenie samym nazwiskiem - oznajmiłam zgodnie z prawdą.
- A więc to tak. - Pokiwał ze zrozumieniem głową. – Wzięto mnie podstępem.
- Odpowiesz na pytanie? - Zniecierpliwiona nie chciałam już mówić o sobie.
To miało być pojedyncze spotkanie, po którym miałam go widywać jedynie w telewizji oraz na półce Maddie, przeznaczonej na płyty. Nie chciałam mu opowiadać o sobie, ludzie potrafili jedynie szydzić.
Zapytałam jeszcze o kilka rzeczy, omijając te stresujące.  Potem wypiliśmy jeszcze po małej szklance coca-coli, po czym wyszliśmy na dwór, gdzie się już ściemniło. Założyłam ręce, czując chłodny wiaterek. Kroczyliśmy powoli w stronę parkingu, kiedy Joe zdjął swoją kurtkę i zarzucił ją na moje ramiona.
- Nie, nie - chciałam zaprotestować, lecz ten uciszył mnie, przykładając wskazujący palec do moich ust.
Jedyne, co w tej chwili przemknęło mi przez głowę, to przeklnięcie tych jego fantastycznie czekoladowych tęczówek. W milczeniu doszliśmy do auta, a nim skierował w nieznaną dróżkę.
 - Mógłbyś mnie odwieźć do domu? - zapytałam uprzejmie.
 - Jedziemy tam, ale skrótem.
Mimo, że ten cały jego 'skrót' wcale mi się nie podobał, uwierzyłam mu. Przemierzaliśmy wąską ścieżką przez ciemnozielony las, gdzieniegdzie dało się dostrzec różową stokrotkę, wyróżniającą się w trawie. Nad nami wisiało granatowe niebo, przypominające wyglądem idealnie wyprasowaną satynę, na której rozłożono nierównomiernie miliardy migoczących diamentów.
Nagle samochód przystanął, a ja spojrzałam zdezorientowana na Josepha. Ten wyszedł na świeże powietrze, następnie otwierając przede mną drzwi. Z podejrzliwością na twarzy wysiadłam z pojazdu, rozglądając się dookoła.
- Chodź - poprosił, podając mi rękę.
Uścisnęłam ją z wahaniem, podążając za nim w głąb zbiorowiska liściastych drzew. Próbowałam wypatrzyć jakieś charakterystyczne zjawiska na obranej drodze, aby móc wrócić do głównej ścieżki w razie jakiegoś niefortunnego wypadku. Na przykład gdybym musiała uciekać po zadanym mu lewym sierpowym. Kto wie, co mu chodziło po tej gwiazdorskiej główce? Może szukał tylko pretekstu, by włożyć swe łapska pod moją sukienkę.
Przeszliśmy zaledwie kilka metrów, zanim usłyszałam szum wody. Przyspieszyłam tempa, chcąc zobaczyć, skąd dobiega. Wtedy mnie zatkało. Stanęłam jak wryta, podziwiając piękno miejsca. Niewielka polanka, przecięta na wskroś błękitnym strumykiem, wypływającym zza ogromnego kamienia, tworząc mały wodospad. Podeszłam do niego, zaglądając na płytkie dno.
 - W życiu nie widziałam czystszej wody.
 - Myślałem, że usłyszę 'ach, jak tu pięknie' - zażartował, przedrzeźniając dziewczęcy głos.
 - Jak już wcześniej wspomniałeś, nie jestem taka, jak większość twoich panienek - rzekłam, nie odwracając się do niego. Przysiadłam na zielonej trawie, czekając na złośliwą odpowiedź. Kiedy jej jednak nie otrzymałam, przekręciłam głowę do tyłu. Siedział na niewielkim pniu drzewa, wpatrując się w korony drzew.
Przenikliwą ciszę przerwał dźwięk sowy, wyśpiewującej swoją kołysankę. Czułam się tak, jak gdyby ktoś za pomocą magicznej różdżki przeniósł mnie do jednej z wyimaginowanych bajek Disney'a. Tam wszystko wydawało się wspaniałe, a natura wspomagała życie bohaterów.
 - Czasem mam ochotę zaszyć się tu na całą wieczność - wyszeptał brunet po chwili.
 - Myślałam, że lubisz życie w tym całym zgiełku.
 - Bo lubię.
 - Więc w czym problem? - zapytałam, nie bardzo rozumiejąc.
 - Sam nie wiem jak ci to wytłumaczyć. To tak, jakbym miał dwie osobowości. Rozumiesz?
Oczywiście. A czy ja byłam inna? W domu nienaganna, uprzejma, życzliwa. Wśród obcych niedostępna, złośliwa, zgryźliwa. Nie dało się ich połączyć, nijak.
 - Tak, chyba tak.
 - Lepiej już jedźmy, bo twój.. No właśnie, kim był ten facet?
 - Ojczym.
 - Masz oj..
 - Tak, chodźmy.
Podniosłam się, od razu kierując w stronę powrotną. Już dość się o mnie dowiedział.
 - Proszę bardzo - rzekł, podstawiając mi pod nos biały oleander.
 - Skąd?
 - Zwinąłem w restauracji. - przyznał niewzruszony.
 - Dziękuję.
Wciągnęłam nosem woń kwiatu, upajając się jego zapachem.
*
Dobry wieczór, kochani! :) Zawsze mam mieszane uczucia co do tego rozdziału, no ale ocenę pozostawię Wam. Powiem Wam szczerze, że znajduję coraz mniej czasu na pisanie, co mnie naprawdę martwi. Nauka za bardzo mnie absorbuje, a że nie jestem w stanie uczyć się normalnie, jest ciężko znaleźć nawet minutę wolności. Przerwo świąteczna, przybywaj!

9 komentarzy:

  1. Joseph złodziejaszek :D dlaczego taki krótki rozdział? :c Miałam nadzieję na ten... ekhem... prawy sierpowy. Pięknie wszystko opisałaś, ale mało tego! Co mam komentować? Mówiłam już, że to ich jedzenie jest dziwne... widzę, że Demi ma brudne myśli, bo "Może szukał tylko pretekstu, by włożyć swe łapska pod moją sukienkę" ^^ chyba Joe ma na nią dobry wpływ, bo przynajmniej nie rozmyślała o chorobie mamy :) z niecierpliwością czekam na siódemkę.

    Pozdraaaaaaaaaaawiam :) xx

    OdpowiedzUsuń
  2. świetny świetny świetny, czekam na następny :D :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział świetny a końcówka najlepsza ;) Czekam na next!

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział już nie mogę doczekać się nn i też z niecierpliwością czekam na przerwę świąteczną

    OdpowiedzUsuń
  5. Wreszcie ich spotkanie i rozmowa. Coś mi tam jeszcze świta w ogólnym zarysie, po starych rozdziałach i dlatego czekam na już całkiem nowe rozdziały. Jednak ucz się pilnie, bo nauka jest najważniejsza. Pisz w wolnych chwilach, których nam wszystkim tak strasznie brakuje. Dlatego życzę Ci mało nauki, dużo wolnego i oczywiście dużo weny. Pozdrawiam M&M

    OdpowiedzUsuń
  6. Na początek jedno wielkie AWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWW!
    Joe, był bardzo słodki w tym rozdziale jak cukiereczek #lol, sama bym się z nim umówiła. Wszystko było takie piękne, to jak jej dał oleandra, zabrał ją w to magiczne miejsce i dał swoją marynarkę. Też tak chcę.. Widać, że Demi się trochę otworzyła i Joe także. Ja wiem, że oni czują unoszącą się w powietrzu chemię! Ja to wiem! Chociaż z początku pomyślałam, że jeszcze niewyżyty Joe zrobi coś Demi w tym lesie.. a tu taka miła niespodzianka! Nie wiem czemu po przeczytaniu prawie każdego Twojego rozdziału robię się głodna... Może Joe zabierze mnie na kolacje? Nie będę wybredna może być nawet Nick? Albo Demi? Rudolf? A to nie ta bajka.. Ktokolwiek?
    Czekam na kolejny rozdział! xx
    @blackstarPL

    OdpowiedzUsuń
  7. awwww nie mogę się doczekać kolejnego ;p
    ps jest od miesiąca 1 roz na

    http://what--do--i--mean--to--you.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Boże. Rozdział jest cudowny. Joe wydaje mi się tajemniczy. Niby gwiazda, ale sam powiedział, że woli spędzać czas w tamtym miejscu. Widać, że zależy mu na poderwaniu Demi. Coś jednak mu się pomyliło bo Demi nie jest jak inne....może też nie bd jak inne w związku z nim jeżeli taki powstanie. Sorki, że czytam dopiero rozdział, ale mam mało czasu ostatnio :( Czekam na nn :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Na Lorda! On ją podrywa. Moje przeczucie jak zwykle mnie nie zawiodło :) Ciekawe czym ją jeszcze zaskoczy...
    I mam wrażenie, że... oni będą razem.
    Pozdrawiam, Lumina

    OdpowiedzUsuń

Szablon wykonany przez Yassmine.