Cześć, podobno do mnie dzwoniłaś -
rzekłam na wstępie, gdy Selena nareszcie odebrała połączenie.
- Tak, ale odebrał pan bufon -
odparła z wyrzutem.
- Przepraszam, zapomniałam
zabrać komórkę z jego samochodu, ale już mi ją oddał - wyjaśniłam uprzejmie,
przeglądając wiszącą w moim pokoju półkę z płytami.
- Wytłumaczysz się wieczorem -
powiedziała tajemniczo, a jej nastrój uległ nagłej zmianie.
- Wieczorem? - powtórzyłam,
ściągając brwi.
- Wpadniemy po ciebie przed
siódmą - powiedziała z radością.
- Selena - zaczęłam, lecz
dziewczyna się już rozłączyła.
Złość
przepełniła moją osobę od stóp po głowę, przez co z trudem powstrzymałam się
przed ponownym wybraniem numeru brunetki. Odrzuciłam telefon ze wstrętem na
gładko pościelone łóżko, po czym skierowałam się do otwartych drzwi
balkonowych. Usiadłam na progu, wzrok wbijając w ogromną wierzbę płaczącą tuż
przed moimi oknami oraz zastanawiając się nad własną sytuacją.
W moim życiu
zdecydowanie coś ulegało zmianie. Przez jedną sprawę, jaką był wywiad, poznałam
ludzi, którzy najwyraźniej chcieli spędzać czas w moim towarzystwie. Czy to aby
nie dziwne?
Westchnęłam
głośno, opierając głowę o framugę, jednocześnie pozwalając słońcu swymi
ciepłymi promieniami ogrzać jej powierzchnię.
Carpe diem,
jak mawiał Horacy. Chwytaj dzień.
Czterdzieści
po szóstej popołudniu przed bramą zaparkowało czarne, lśniące od czystości
volvo. Przyglądając się samochodowi zza firanki w salonie, czekałam, aż ktoś
wyjdzie z jego wnętrza, by mnie zabrać. Nic takiego jednak się nie zdarzyło, a
ja nie miałam zamiaru pierwsza wyciągać przyjaznej ręki. Po dobrych
dziesięciu minutach usłyszałam jednak klakson, co tylko mnie dodatkowo
zdenerwowało.
Zabrałam po
drodze dużą, skórzaną torbę, a następnie wyszłam z domu, trzaskając drzwiami.
- Ruszyłabyś się trochę,
laleczko – rzekł zalotnie siedzący na miejscu kierowcy Gregg, zsuwając szybę.
Puściłam to
mimo uszu, chwytając za srebrną klamkę tylnych drzwiczek. Usadowiłam się na
beżowej tapicerce, jaką obito fotele.
- Cześć – przywitałam się,
patrząc na siedzącą obok szatyna Selenę.
Ciemne włosy
związała w dwa grube kucyki, swobodnie opadające na ramiona. Znów założyła
czarną koszulkę, a do tego krótkie spodenki ze zwisającymi wzdłuż jej jasnych,
zgrabnych nóg szelkami z szachowych wzorkiem.
- Hej – mruknęła jakby
niechętnie, podczas gdy Sulkin wyjechał na drogę.
- Gdzie jedziemy? – spytałam
zakłopotana.
- Zobaczysz – odrzekła Sel,
uśmiechając się do mnie.
Z głośników
zaczęły płynąć ostre brzmienia gitary, a już po chwili mocny głos mężczyzny.
Nie
zwracając na nich uwagi, wyjęłam z kieszonki kremowego żakietu telefon, zaraz
wybierając numer Eddie’ego. Czekając aż odbierze, napotkałam pytające
spojrzenie Gregga we wstecznym lusterku.
- Halo? – usłyszałam w
przyłożonym do ucha aparacie.
- Hej, Ed. Jesteś w szpitalu?
– zapytałam bez ogródek.
- Tak – odparł, a w jego
głosie dało się wyczuć zmęczenie. – Jest tutaj też twoja babcia. Podziwiam was
za zdolność wytrzymania w jej towarzystwie dłużej niż pół godziny – stwierdził
poważnie, na co zachichotałam pod nosem.
- Jak się czuje mama? –
zadałam kluczowe pytanie.
- Bez zmian – rzekł sucho, nie
potrzebowałam więcej informacji.
- Aha. Powiedz jej, że jutro
rano ją odwiedzę. Na razie – pożegnałam się, wciskając klawisz z czerwoną
słuchawką. Schowałam komórkę, wyglądając przez okno.
Staliśmy
przed podłużnym budynkiem pośród kilku innych samochodów. Poczerniałe ściany
oraz ciężkie, stalowe drzwi pomalowane na zardzewiały już bordowy kolor,
odznaczające się tuż nad kilkoma schodkami, sprawiały miejscu wrażenie jakiejś
speluny. Niewielki neonowy szyld podświecał co sekundę na jaskrawą żółć tylko
niektóre z liter, tworzących napis ,,Courtney’s’’.
Skrzywiłam
się mimowolnie, osądzając knajpę mianem podrzędnego lokalu z ogromem facetów
przy drewnianych stolikach, żłopiących piwo z wielkich, szklanych kufli. Za
atrakcję wieczoru uznałam niemal odkryte piersi blond kelnerki lub mecz
emitowany w starym odbiorniku.
- Pozory mylą – stwierdziła
Selena, jakby czytając mi w myślach.
Razem z
Greggiem wysiedli na zewnątrz, a ja podążyłam ich śladami. Skierowaliśmy się do
wcześniej wspomnianych drzwi, które chłopak otworzył z trudem. Oczywiście nie
mogło się to obejść bez komentarza brunetki.
- Siłownia się kłania, panie
Sulkin. – Zaśmiała się perliście.
Do środka
weszłam z niechęcią, wzrok wbijając w czerwony dywan. Lecz po podniesieniu
głowy, spotkało mnie nie lada zaskoczenie. Rozszerzyłam powieki do granic
możliwości, a na moje usta wpełzł nieśmiały uśmiech. Nie tego się spodziewałam.
Delikatnie
oświetlone halogenami pomieszczenie potrafiło uroczyć już za pierwszym
zerknięciem. Czarne stoliki zostały porozstawiane asymetrycznie zarówno na
drewnianej posadzce właściwego parteru, jak i na wzniesieniu po prawej stronie.
Tuż przed nim dało się dostrzec bilard oraz stół do piłkarzyków. Z drugiej
strony natomiast widniała scena z wszystkimi potrzebnymi do koncertów
sprzętami. W różnych miejscach zauważyłam wbudowane w kolumny kominki, co od
razu wprawiło mnie w zachwyt. Zawsze uważałam, że dodają niesamowitej atmosfery
pomieszczeniom. Na wprost wejścia stała długa, drewniana lada, a za nią ubrana
na czarno szatynka z włosami ściągniętymi w starannego kucyka oraz umięśniony
chłopak w niebieskiej koszulce. Oboje wydawali się być gdzieś w naszym wieku.
Ściany pomalowano na ciemny odcień czerwieni, ładnie kontrastującej z
elementami bordowego oraz czerni.
Znajdowało
się tam dość dużo osób, zarówno nastoletnich, jak i dorosłych. Siedzieli na
krzesłach, rozmawiając przy zagłuszającej muzyce płynącej z radia położonego na
scenie. Jedynie większa, zbita grupa na podeście przyciągała uwagę. Wszyscy
śmiali się głośno, jakby znali się od lat, siedząc dookoła owalnego stołu.
Każdy trzymał w ręku kieliszek ze złotą cieczą, a jeden z mężczyzn wykrzyknął:
- Zdrowie rodziny Jonas!
Reszta
zaśmiała się jakby na znak, po czym upili nieco szampana.
Wtem
zorientowałam się, co przed chwilą usłyszałam. Od razu skojarzyłam fakty. W
końcu Joe sam mówił o zlocie rodzinnym. Najwyraźniej wpadłam w samą paszczę
lwa, robiąc mu przy tym nie lada niespodziankę. Przeklęłam w myślach własny
pech, po czym pomaszerowałam do lady, gdzie już siedzieli na wysokich krzesłach
moi towarzysze.
- Dlaczego nie? Mogę ci
zapłacić, Courtney na pewno nie będzie miała nic przeciwko – mówiła do nich
nieznajoma dziewczyna, czyszcząc szmatką szkliwo.
Przysiadłam
obok Seleny, zaczynając się przysłuchiwać ich rozmowie.
- Nie, Skye. Dziś nie mam na
to najmniejszej ochoty – stwierdziła Selena głosem nie znoszącym sprzeciwu.
Szatynka
pokręciła głową, odstawiając na blat wypolerowaną szklankę.
- Chyba że.. – Gomez nagle
zmieniła zdanie, posyłając dziewczynie promienny uśmiech. – Albo okej.
- Wielkie dzięki. – Skye się
szczerze ucieszyła, zaraz znikając za drewnianymi drzwiami.
Sulkin
zamówił dla nas u barmana jakieś drinki, na co od razu zaprotestowałam, prosząc
jedynie o sok jabłkowy. Nie piłam z wyboru, abstynencja wsiąkła mi już w
skórę.
Zabraliśmy
napoje, po czym pomknęliśmy do jednego z wolnych stolików, tuż przy kominku,
gdzie płomienie trzeszczały wesoło, machając gorącymi językami. Choć lato było
w pełni, a pogoda wcale nie wymagała dodatkowego ocieplenia, nikomu to nie
przeszkadzało.
- Czy to nie Jonas? – mruknął
Gregg, spoglądając na scenę, obok której kręcił się brunet z burzą loków na
głowie, oglądając z daleka wystawione gitary.
- Taaa – mruknęła Selly,
następnie upijając przez zielonkawą słomkę nieco napoju.
- Mają zlot rodzinny –
uświadomiłam ich, bawiąc się papierową parasolką przyczepioną do mojej
szklanki.
Oboje
spojrzeli na mnie ze zdziwieniem, oczekując najwyraźniej jakichś wyjaśnień.
- Joe mówił. W końcu
przyjechał dziś do mnie, żeby oddać telefon. - Spojrzałam wymownie na
brunetkę, aby przypomnieć jej rozmowy z Josephem. Nie kto inny, tylko ona
straszyła go sądem.
- No tak – przytaknęła, zaraz
wstając do pionu. – Idę omówić ten cały występ – poinformowała nas, krocząc
powoli w stronę baru.
Zostałam
sama z szatynem, co chwilę zerkając w stronę wzniesienia tuż przede mną. Sama
nie rozumiałam dlaczego, lecz szukałam wzrokiem średniaka z zespołu JB,
pamiętając o jego szarej marynarce oraz beżowej koszulce.
- Kogo tak wypatrujesz? –
wypalił Gregg, patrząc na mnie podejrzliwie.
- Nikogo. Rozglądam się,
jestem tu pierwszy raz.
Pokiwał
głową, a ja poczułam się nieco niezręcznie. Siedziałam tam z nim sama, nie
mogąc nawet znaleźć wspólnego tematu. Zresztą on wcale nie wysilał się, by
rozpocząć jakąkolwiek rozmowę. Wpatrywał się w okno tuż za mną, raz po raz
odwracając oczy na ekran swego BlackBerry.
- Pójdę do toalety –
powiedziałam w końcu, odgarniając z twarzy grzywkę.
- Obok podestu w prawo –
poinstruował mnie, uśmiechając się zachęcająco.
Wyminęłam go
bez słowa, obciągając żakiet na fioletowej koszulce. Jasne balerinki ślizgały
się po podłodze, co zmuszało mnie do ostrożniejszego balansowania każdego
kroku. Skręciłam według instrukcji Sulkina, wchodząc do wąskiego korytarza ze
ścianami wyklejonymi płytami oraz zdjęciami w ramkach. Nie zatrzymałam się przy
nich, udając się prosto do drzwi z narysowaną dziewczynką w sukience. Weszłam
do niewielkiego pomieszczenia z całą ścianą luster nad umywalkami oraz drugą z
kilkoma kabinami. Przyjrzałam się swemu odbiciu, ręce opierając na kamiennej
powłoce przytwierdzonej do ściany misy, zaraz obmywając dłonie chłodną wodą.
Zastanawiałam
się, co robię w Courtney’s, zamiast siedzieć przy schorowanej matce lub pomagać
Maddie w uporaniu się z wiekiem dojrzewania. Przecież właśnie w niego
wchodziła, bez matki. Powinnam ją godnie zastąpić, nawet jako starsza, przyrodnia
siostra. Tymczasem próbowałam życia towarzyskiego, a ono wcale mi nie
wychodziło.
Usłyszałam
charakterystyczny dźwięk przychodzącego smsa, wydobywający się z moich spodni.
Wyjęłam telefon, od razu odbierając wiadomość. Dallas. Znów przeciągnęła swój
przyjazd o dwa tygodnie. Nie rozumiałam, co nią kierowało. Nasza rodzicielka
prawie umierała, a ona wolała siedzieć na uczelni.
Odetchnęłam
głęboko, postanawiając wrócić do domu. Szybkim krokiem wyszłam z ubikacji,
dumnie podnosząc głowę. Niestety, nie zorientowałam się w porę, że z
pomieszczenia obok, gdzie znajdowała się toaleta męska, również ktoś wychodził.
Zderzyliśmy się, na szczęście bez upadku. Odruchowo dotknęłam czoła, które
pulsowało bólem. Ze złością spojrzałam na chłopaka, natychmiastowo go rozpoznając.
- Więc jednak zmieniłaś
zdanie? – zapytał, unosząc kąciki ust do góry.
- Z czym? – zapytałam
zdezorientowana, pocierając obolałe miejsce.
- Moja propozycja
towarzyszenia mi na zjeździe – przypomniał, z rozbawieniem przyglądając się
moim poczynaniom.
- Nie – odparłam ze złością. –
Nie wiedziałam, że to tu – dodałam zmieszana.
Bądź co
bądź, w jego oczach mogło to się wydawać nieco dziwne. Moje pojawienie się
akurat w tym samym miejscu, do jakiego chciał mnie tego dnia zabrać.
Żadne z nas
już nic nie powiedziało, choć przecież nadal wpatrywaliśmy się w siebie. Nie
widziałam jednak niczego poza jego czekoladowymi tęczówkami, tak głębokimi oraz
płynnymi niczym brązowy ocean, któremu zupełnie chętnie i z przyjemnością
mogłabym się dać ponieść. W dodatku te błyszczące ogniki, nie mogłam rozpoznać
ich znaczenia. Brunet zbliżył się prawie niezauważalnie, a jego twarz zdawała
się wyrażać ciekawość, a także coś w rodzaju wątpliwości. Zanim zdążyłam się
przebudzić i zareagować, on musnął delikatnie swoimi wargami me usta, co
znieczuliło wszystkie moje zmysły, jednocześnie odczuwając jego bliskość
jeszcze bardziej. Wpił się w nie mocniej, już po chwili rozwierając językiem.
Do tej pory nie umiem opisać dokładnie uczuć, jakie mną zawładnęły. Ekstaza,
euforia, chęć bycia z nim. Choć przecież wcale się nie znaliśmy. To była
chemia, metaforyczne iskry tryskały wokół nas z zadziwiającą intensywnością.
- U la la, cóż za romanse –
rzekł ktoś tuż obok nas, na co oderwaliśmy się od siebie jak poparzeni. –
Josephie, może przedstawisz mi twoją nową zdobycz? – zadał pytanie blondwłosy
nastolatek z dziecięcą, okrągłą buzią.
- Cześć, Travis. Nie
wiedziałem, że przyjedziesz – odezwał się zdezorientowany Joe, ściskając jego
rękę. – Demi, to jest mój kuzyn Travis. Travis, to Demi. Przestań z tymi
zdobyczami, wcale nią nie jest – zaznaczył. – To moja dziewczyna – wyznał z
dumą, obejmując mnie w pasie.
W ułamku sekundy odwróciłam się do niego, obdarzając piorunującym wzrokiem.
W ułamku sekundy odwróciłam się do niego, obdarzając piorunującym wzrokiem.
*
Dobry
wieczór, kochani! Dodaję dziś rozdział z dwóch powodów. Po pierwsze poprzedni
razi swą beznadziejnością na stronie głównej, a po drugie mam taką niewymowną ochotę
wchodzić tutaj i czytać Wasze komentarze w nadchodzącym tygodniu :) Możecie mi
życzyć weny, bo będę miała czas na pisanie. Uwielbiam Was!
No to coś czuję że Demi się odegra....
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa jak postąpi...
Czekam na next!
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNo no no. Ciekawi mnie co Demi zrobi. Jestem tego tak ciekawa jak nwm. Ciekawi mnie także czego oczekuje Joe od niej. , Demi najwidoczniej też coś zaczęła czuć do średniaka. Życzę ci mnóóóóstwa weny ponieważ kocham to opowiadanie!!. Czekam na nn :)
Usuń[behind--enemy--lines]
Czemu w takim momencie? xD Teraz nie zasne :3 Rozdział jak zwykle świetny. Czekam na więcej ^^ Pozdrawiam :3
OdpowiedzUsuńAkcja się zagęszcza. Ciekawe jak zareaguje Demi. Przecież sama też oddała pocałunek. Ba! Nawet gdyby kuzyn im nie przerwał, to może trwałoby to dłużej. Czekam na nn i życzę weny. Pisz dużo i długo. Pozdrawiam M&M
OdpowiedzUsuńCholercia, Joe jest taki pewny siebie! A Demi pewnie wkurzona. Jestem ciekawa co z tego wyniknie i to bardzo.
OdpowiedzUsuńCzekam niecierpliwie na kolejny rozdział =)
Pozdrawiam, Lumina
Och, nie lubię Dallas. Za to uwielbiam Selenę! Jest naprawdę świetna. Joe nieźle wrobił Demi, ale mam nadzieję, że jest cwana i się wywinie. Strasznie krótki rozdział, ale oczywiście, jak zawsze jest świetny. Czekam na dziesiątkę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :) xx
Cudowny rozdział ciekawi mnie co teraz zrobi Demi już nie mogę doczekać się nn
OdpowiedzUsuńAle zżera mnie ciekawość!Widzę że tylko nie ja jestem niepojęcie ciekawa co zrobi Demi.
OdpowiedzUsuńAwww♥ Świetne *-*
OdpowiedzUsuń